otwieram wino z cytryną. Jak to było?
Czasem sztucznie podtrzymujemy przy życiu coś, co już dawno umarło. Tęsknimy za tym co było. Za dobrymi emocjami i beztroską. Za lekkością bytu, wieczną bęką ze wszystkiego. Za więziami, relacjami. Za tym, kim byliśmy. W pewnym momencie życia chcemy uwić sobie przytulne gniazdko w teraźniejszości. Wiecznie młodzi marzyciele. Nie robimy kroku na przód. Świat leci dalej, bez naszego udziału. Tkwimy mentalnie w jednym miejscu, zastanawiając się, dlaczego jest inaczej? Dlaczego nie czuję się już tak jak kiedyś? Czy to ja się zmieniłam? Czy ludzie w moim otoczeniu zrobili się jacyś tacy inni. Tych nitek jest jakby mniej. Nitek porozumienia. Więzi...
Otoczenie zmienia się, niezależnie, czy tego chcemy czy nie. Nagle budzimy się, i nie ogarniamy tych wielkich zmian, które tak naprawdę działy się cały czas. Na naszych niewidzących, zamokowanych oczach. Kroczek po kroczku. Tylko muzyka się nie zmienia. Jest. Wciąż tak samo kręci. A jak nie kręci, to znaczy, że trzeba więcej dragów. Więcej, żeby się odpalić i być takim jak kiedyś. Choć na chwilę. Zanim znowu pojawi się zwał życia. Nieznośny dyskomfort.
Bycie ćpunem takie jest. Właśnie to zrozumiałam. Czytałam o tym w książkach, nie chcąc być świadomą, że te wszystkie narkomańskie historie to fakty. Tak się dzieje naprawdę. Naprawdę się rozpuszczamy. Tracimy tożsamość. Podbijamy banię szczęścia do niewyobrażalnych rozmiarów. Bodźcujemy ciało to tym to tamtym specyfikiem. Nie jest to szczęście duszy. To fizyczna, sztucznie wywołana euforia. Ona tak szybko uzależnia. Smakuje tak dobrze. Nic na trzeźwo nie daje już takich pięknych odczuć. Normalność jest dziwna, nudna, płaska. Nie umiemy już prawdziwie kochać, prawdziwie się śmiać. Nie ma mowy o lekkości bytu, beztrosce i więziach. Nie da się już płakać, nie da się tego z siebie wytrząsnąć. Wszystko to co kochamy, przelatuje nam przez palce. I to nie jest wina otoczenia, ani zmieniających się przyjaciół. To my się rozpuściliśmy. I nie czujemy już nic. Wmawiamy sobie, że to tymczasowe. Jeszcze chwila, i zaraz wszystko wróci do normy. Za miesiąc, za rok. Jeszcze kolejny rok. Strach przed przyznaniem się, że kurwa już tak nie będzie. Młodość nie jest wieczna. Tamto nie wróci, czas stworzyć nowe. Nowe, nudne, płaskie, bez miłości. Narkotyki amputowały nasze serca. Zostaje strach, że już nigdy nie będzie jak kiedyś. Dusza jest tak bardzo ukryta pod wartwami zepsucia. Młodość jest taka cudowna i niebezpieczna dla duszy.